Ogromne, trzypokojowe mieszkanie położone w samym centrum Nowego Jorku
było stanowczo za duże jak dla niej, psa i nietoperza. Mimo, iż husky
muszą biegać ten osobnik zdecydowanie preferował codzienne zawody w
"waruj" przed lodówką. Piękne, niebieskie oczy bez ustanku wpatrywały
się w sprzęt, jakby ten miał dostać nóżek i odejść w siną dal.
Jasne, mogła zamieszkać z kimś jeszcze, miała przecież wielu przyjaciół,
którzy już dziś mogliby wnieść swoje walizki, ale nie chciała. Nie po
to uciekała do Stanów, żeby teraz mieszkać z kimś, kogo zna na wylot.
Samotność jednak zaczynała jej powoli doskwierać. Pies, mimo iż
najlepszy przyjaciel człowieka, nie zastąpi kogoś, kto potrafi składać
słowa w sensowne zdania. Do Wielkiego Jabłka przyjechała z nadzieją, że
uda jej się zapomnieć o pozostawionym w Anglii rudzielcu. Miliony ludzi
przewalające się pod jej apartamentowcem miały przynieść nowe życie i
być może nową miłość. Niestety, nawet teraz, po dwudziestu latach jej serce jest
zamknięte dla innych. Jak zarabiała na te luksusy? Tym, co robiła najlepiej - zabijaniem.
Jeżeli ktoś w tym wielkim mieście potrzebował pozbyć się kogoś, a nie
chciał brudzić sobie różdżki, mógł na nią liczyć. Stawki miała nie małe,
ale dawała pełną gwarancję powodzenia. Zawsze kończyła powierzoną jej
misję. Przyzwyczajenia z dawnych lat.
Wyszła z wanny i ociekając wodą stanęła przed lustrem. Przyjrzała się
sobie krytycznie. Dzięki pracy i codziennym ćwiczeniom utrzymywała
sylwetkę gibkiej dwudziestolatki. Wyspecjalizowana maszyna do zabijania
zapakowana w idealne opakowanie. Ściągnęła z wieszaka puchaty ręcznik i
owinęła się nim. Następnie sięgnęła po kolejny i zaczęła osuszać włosy.
Gdy pochyliła się do przodu końcówki smagnęły ziemię. Kosmyki w kolorze
ciemnego blondu od zawsze były jej dumą. Zawinęła je w turban i wyszła z
łazienki zostawiając za sobą mokre ślady stóp. W przelocie zajrzała do
kuchni i uśmiechnęła się pobłażliwie widząc Michaela, który nawet nie
raczył odwrócić głowy od lodówki. Była pewna, że w razie czego pies
obroni swojego "boga". Co do swojej osoby nie była już taka pewna.
Weszła do sypialni i udała się do garderoby w poszukiwaniu jakiś
wygodnych ubrań. Zamierzała zaszyć się na kanapie przed telewizorem
owinięta kocem i zaprzyjaźnić się z jakimś pseudoromantycznym filmem dla
desperatek i butelką Ognistej Whiskey. W końcu znalazła zwykłą, białą
bokserkę i ciemnozielone spodnie od dresu. Ubrała się szybko, odwinęła
ręcznik z głowy i pozwoliła aby mokre kosmyki nawadniały koszulkę.
Wychodząc zabrała koc. Rzuciła go na kanapę, pilotem włączyła
jakikolwiek kanał, byle by tylko coś brzęczało w tle. Potem udała się do
barku po pękatą butelkę. Spojrzała na bursztynową zawartość pozostałą
na dnie i wzruszyła ramionami. Zamknęła barek nie wyciągając
szklaneczki. Przysiadła na brzegu kanapy oglądając ze zgrozą dokument o
słodkich pieskach. Skrzywiła się, gdy pokazali różową kolekcję ubranek
dla jamników. Westchnęła głęboko i zmieniła kanał, po czym usiadła
wygodniej. W końcu zainteresowała się jakimś głupkowatym serialem o
czwórce facetów.
Razem z ubytkiem płynu w butelce jej powieki opadały coraz bardziej. W
pewnym momencie nie dała rady już oderwać ich od siebie i pogrążyła się w
objęciach Morfeusza. Nawet stukot upadającego szkła nie wyrwał jej ze
snu.
Słońce uporczywie próbowało przedostać się przez zasunięte rolety, ale
musiało uznać wyższość techniki i zająć się przypiekaniem nagich ciał
leżących na dachach wieżowców. Christina tymczasem odwracała swoje
opalone już ciało na drugi bok. Jakoś nie miała ochoty na wczesne
wstawanie, jednak łapa Michaela zmusiła ją do otwarcia oczu i
nakarmienia pupila. Gdy tak patrzyła na łapczywie jedzącego psa poczuła
nagłą ochotę na dawne życie, na życie Śmierciożercy. Niewiele myśląc
odstawiła szklankę mleka, którą trzymała i deportowała się z trzaskiem.
Wylądowała w swoim dawnym pokoju. Oprócz wszechobecnego kurzu widziała
jeszcze kilogramy szarych pajęczyn i gruzu. Wzdrygnęła się widząc małego
pajączka zwieszającego się z sufitu.
- Avada Kedavra!
Spadł na podłogę wzniecając malutki obłoczek kurzu. Doskonale wiedziała,
że te małe potworki chodzą tu tysiącami, ale wolała o tym nie myśleć.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Rozwalone łóżko stało tylko na dwóch
nogach, a szafa leżała na drzwiczkach. Plakaty smętnie zwisały ze ścian,
a jedyne zdjęcie zostało wypalone i pozostał tylko mały fragment w
górnym rogu. Podeszła bliżej. Zachowała się tylko jej dłoń. Poczuła
ucisk w gardle, gdy spostrzegła lśniący pierścionek na serdecznym palcu.
Podniosła dłoń i wsunęła ją pod koszulkę. Wymacała wiszącą biżuterię.
Chciała go oddać, naprawdę, ale on się upierał, że zostanie po nim
pamiątka. Z jednej strony wolałaby go nie czuć na piersi, z drugiej
jednak nie potrafiła się z nim rozstać. Powstrzymała cisnące się łzy i
odwróciła. Na stoliku obok łóżka znalazła przewróconą szklankę i
buteleczkę z lekami. Aż za dobrze pamiętała niedające się wyleczyć
migreny. Leżała tam również książka, w zniszczonej okładce. Sięgnęła po
nią, gdy nagle usłyszała huk na dole. Przypomniała sobie rozmieszczenie
rezydencji i zadecydowała, że hałas pochodził z salonu. Mechanicznym
ruchem wyciągnęła różdżkę ze spodni. Nawet nad tym nie myślała, po
prostu stało się to już tak wyćwiczonym ruchem, że nie zwracała na niego
uwagi. Nadzwyczaj cicho podeszła do drzwi, ostrożnie stawiając kroki.
Podziękowała sobie w duchu, że nawet nie zdążyła założyć butów. Bose
stopy nie hałasowały aż tak bardzo. Skrzywiła się nieco, gdy zawiasy
zaskrzypiały głośno. Tym razem przeklęła samą siebie, bo mogła o tym
pomyśleć wcześniej i zabezpieczyć je odpowiednim zaklęciem. Teraz już
nic na to nie poradzi. Nie otwierając ich bardziej, żeby nie narazić się
na jeszcze jedno skrzypnięcie, wyślizgnęła się na zewnątrz. Od razu
zauważyła, że w grubej warstwie kurzu zaległego na podłodze widać było
ślady dość częstego przemieszczania się. Czyli ktoś był w Kwaterze
Głównej. Jeżeli nie będzie ich więcej niż pięciu, to da sobie radę.
Jeżeli będzie więcej... Cóż, zawsze pozostaje ucieczka. Cichutko dotarła
do schodów i zaczęła nimi schodzić. Problem polegał na tym, że od ich
końca do salonu były może z dwa metry, więc łatwo będzie ją zauważyć.
Zagryzła dolną wargę i postanowiła iść na żywioł. Ścisnęła nerwowo
różdżkę, poprawiła spodnie i szybko zeszła na dół. Przywarła plecami do
ściany. Smukłymi palcami wymacała framugę. Nabrała do płuc powietrze i
wypuściła je ze świstem. Z oczyszczonym umysłem wsunęła się do pokoju.
Nie wiedząc czemu od razu skierowała różdżkę na największą sofę. W ciągu
kilku sekund zorientowała się, że w pokoju jest jedna osoba i leży
spokojnie na kanapie. Właściwie to spała. Huk spowodowała książka, która
aktualnie znajdowała się na podłodze. Pewnie weszła do środka, chociaż
nadal zachowywała ostrożność. Podeszła do miękkiego mebla i uśmiechnęła
się szeroko. To był jej przyjaciel z dawnych lat. Mentor, który nauczył
ją zabijać. Michael. Michael, po którym nazwała psa. Poznała go, chociaż
całkowicie się zmienił. Ściął długie włosy, za to zapuścił krzaczastą
brodę. Był tak samo chudy jak zawsze, jednak spod białego, przynajmniej
taki miał fabryczny kolor, t-shirtu nie wyglądały stalowe mięśnie, które
kiedyś posiadał. Jednak wciąż był przystojny. Postanowiła go zaskoczyć.
Schowała różdżkę i zwinnie wskoczyła na śpiącego chłopaka. Ten zerwał
się z łóżka jeszcze zanim zdążyła go dotknąć i odepchnąć ją mocno. W
pośpiechu wyciągnął różdżkę, wycelował w rozłożoną na ziemi dziewczynę i
sprawił, że czerwony promień pomknął prosto w jej pierś. Nie zdążyła
nawet zareagować, gdy poczuła przerażający ból, który sparaliżował jej
ruchy. Po chwili jednak wszystko ustało, a drżący głos zapytał:
- Christina?
Piękny wygląd bloga <3
OdpowiedzUsuńCzęść ciekawa i wkręcająca :D Dobra nie będe Cię zanudzać bo to pewnie wiesz, ale tego co zaraz napisze już nie koniecznie, a mianowicie:
Kochana mianuję Ci do LA <3
Po, więcej zapraszam do mnie:
http://laura-w-hogwarcie.blogspot.com/
No to "Dobrze wykonana robota"